Wesołe przygody tam przeżyłam. Wspominam z sentymentem. W oficynie tropił mnie jakiś bliżej nieokreślony osobnik (słyszałam kroki pojedynczego człowieka w pomieszczeniu obok i schowałam się w ciemnym zaułku). Stwór wycofał się i mogłam zwiedzać dalej.
Czuć tu klimat szkolny. Wszędzie walają się podręczniki, kolorowanki. Sala gimnastyczna tonie w mroku, atmosfera robi się gęsta. Na parapecie leży smętnie szkielet nietoperza. Pokonuję kolejne korytarze, natykając się ciągle na elementy dawnej działalności szkolnej.
W pałacu spotykam eksploratorów z mazowieckiego. Strasznie się przerazili jak wyłoniłam się z ciemnego korytarza, ale fakt faktem, moim zamysłem było ich przestraszyć. Ot, taki żarcik. Pochodziliśmy wspólnie przez chwilę, wymieniając się lokalizacjami opuszczonych obiektów w okolicy.
Już miałam się zbierać do odjazdu, a tu zaczyna grzmieć. Ech, kłopoty na horyzoncie. Deszcz lunął chwilę później. Szybka konkluzja: czyli utknęłam 80 kilometrów od domu w trakcie nawałnicy. Biegnę po kask, nakrywam motocykl plandeką i zaszywam się w oficynie, szukając bezpiecznego miejsca na przeczekanie ulewy. Takie uroki motocyklizmu. Obserwuję uważnie przez okno czy chmury szybko przesuwają się po niebie. Gorzej jakbym tu utknęła do wieczora bez jedzenia. Na szczęście po godzinie siedzenia na parapecie pokrytym 20-letnim kurzem, burza przechodzi i mogę wracać do domu.
Data zwiedzania: wrzesień 2020
Zdjęcie archiwalne:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz