Wejścia nie ma. Zdecydowanie nie ma. Wszelkie możliwe otwory zabite na głucho. Wpadam w konsternację. Żal wrócić do domu, nie próbując wcześniej wszystkich opcji. Znajduję szybę wsuniętą w ramę okna i zamocowaną jedynie trzema gwoździami. Okazuje się, że szybkę można wyciągnąć i nagle w budynku tworzy się dziura, przez którą łatwo wślizgnąć się do środka. Oto klasyczna definicja włamania. Byłam przekonana, że nie uda mi się wejść do środka, a ostatecznie zwiedzam wszystkie piętra łącznie ze spacerem po dachu. Nieduży przyjemny obiekt z nutką tajemniczości.
Data zwiedzania: wrzesień 2021
Zdjęcia archiwalne: